niedziela, 12 lipca 2009

Cassis i Gemenos

wm:
Rano jak zwykle kawa z Naszego samochodowego ekspresu, szybkie śniadanie i wyruszamy w drogę nad morze zażywać kąpieli i słońca.


Tak jak się spodziewaliśmy Francja wraz z końcem weekendu przenosi się z powrotem na północ, więc po drodze na plażę bez problemu zarezerwowaliśmy miejsce w przydrożnym hotelu.

Widok z okna hotelowego :)

Na plażowanie wybraliśmy miejscowość Cassis:


Będąc tam ma się wrażenie, że cała Prowansja i znakomita część Francji wybrała właśnie to miejsce weekendowy odpoczynek. Z ledwością znaleźliśmy miejsce parkingowe i w końcu dotarliśmy na plażę. Plaża jest kamienista, oczywiście zatłoczona i wcale nie za duża. Rekompensuje to piękny widok na zatokę i otaczające ją góry. Woda okazała się bardzo zimna, mimo wysokiej temperatury powietrza, i niewielu plażowiczów zdecydowało się na kąpiel. My równie z spękaliśmy po kilku podejściach :)
Obeszliśmy dookoła miasteczko, które kiedyś było wioską rybacką, zrobiliśmy trochę zdjęć, zjedliśmy co nieco i wróciliśmy do hotelu aby odsapnąć od upału i uzupełnić te oto zapiski.


Dopiero po tygodniu wpadliśmy na pomysł aby poprosić przechodnia, żeby zrobił nam wspólne zdjęcie :)



Ciekawy zakaz dotyczący obowiązującego w mieście stroju :)


Chcesz być piękny i gładki wcinaj sałatki :)

Zaraz siadamy do planowania drogi na jutrzejszy dzień. Co to będzie? Może Barcelona? Zobaczymy !
ad-m:
ps na plaży były panie opalające sie topless i Miś dostał oczopląsu hi hi

***


Upał....

Marsylia i okolice

ad-m:
Wczoraj ledwo wydostaliśmy się z Lyonu z naszego ekskluzywnego ;) kempingu, z powodu zakorkowanych ulic. Tak jak przypuszczaliśmy Francja ruszyła na likend na południe. A my wraz z nią.
We Francji autostrady są płatne, a toalety darmowe. Odwrotnie niż w Niemczech, ale tam toalety są przynajmniej czyste.

Wyjazd z płatnej autostrady w kierunku Marsylii.

Podróż zaczeliśmy jak pierwszego dnia droga krajową, z nadzieją na piekne widoki francuskiej prowincji, ale po ok 100 km jazdy w gęstym korku zdecydowaliśmy się na autostradę. Jak się okazało z niewiele lepszym skutkiem: ostatecznie przejechanie 360 km zabrało nam 8 godzin (dla porównania: w Niemczech w ciagu 6 godzin przejechalismy 800 km).
Przy wjezdzie do Marsylii: korek (surprise ! surprise !).



Dzięki temu mogliśmy sobie dobrze oglądnąć miasto, a przynajmniej na tyle dobrze, żeby stwierdzić, że nie stanowi ono atrakcji turystycznej. Zrobiło wrażenie ciasnej betonowej metropolii, brudnej, zatłoczonej i fatalnie oznakowanej. Zwłaszcza zniechęcający był widok tubylców siedzących w centrum miasta przy stolikach, pod którymi walały się śmieci.
Postanowiliśmy przenocować w Cassis - miejscowości turystycznej pod Marsylią. Nie mieliśmy oczywiście żadnej rezerwacji i dlatego szukanie noclegu trwało do późnych godzin wieczornych - jakoś z uwagi na to, że szczęśliwi czasu nie liczą, nie wpadliśmy na to, że w Cassis znajdziemy sie w środku likendu -na większości hoteli wisiała tabliczka COMPLETE.
Na jednym z pól namiotowych dostaliśmy od pary Francuzów namiary na kempingi w okolicznych miejscowościac i po kilku telefonach dogadaliśmy się jakoś :) co do noclegu w Gemenos (camping 2-gwiazdkowy, nie polecamy).
Niespodzianka: na kamping eskortował nas Żandarm namotocyklu :) -zapytaliśmy go jedynie o drogę, a on nas poprowadził do celu :)



PS Zagadka: następna miejscowość obok Cassis nazywa się Ciotat. A jak nazywa sie autobus, który tam dojeżdża ? Na odpowiedzi czekamy do 20 lipca.
:)