sobota, 18 lipca 2009

Przez stepy Hiszpanii czyli jedźmy nikt nie woła !

wm:
Opuszczamy Barcelonę. Hiszpanie utrudniają nam jak mogą ;) Mimo mapy, którą zakupiliśmy, wspierani przez "mapy google" i zdrowy rozsądek nie potrafimy przez dwie godziny wyjechać z miasta. Cały wic polega na tym, że trzeba wiedzieć, którymi ulicami jechać aby kierować się w pożądanym kierunku. W całym centrum nie ma znaków typu : Madryt, Saragossa, czy coś tam. Szukaj wiatru w polu. W końcu wypadamy na drogę szybkiego ruchu, niestety znikające oznakowania głównych kierunków i nie oznakowane rozjazdy kierują nas ponownie do centrum ! Co za kraj ! Ostatecznie obraliśmy kierunek Madryt i pomknęliśmy. Wyjechaliśmy z Barcelony autostradą i postanowiliśmy z niej nie zjeżdżać. Plątanina dróg wokół aglomeracji raczej nie wróżyła sprawnego poruszania się. Dalej, ponieważ opóźnił nam się wyjazd z Barcelony, też jechaliśmy autostradą, aż do samego Madrytu. Kilka refleksji na temat krajobrazu. Wypalona trawa, pojedyncze, karłowate drzewa, skały, wszędzie czerwona ziemia - nie wiem po co organizować wyprawę na Marsa, w Hiszpanii jest całkiem podobnie :)

Plantacje słoneczne wśród wypalonej słońcem trawy.

Właściwie nic ciekawszego nie zobaczyliśmy przez 500 km drogi. Obok autostrady wiła się droga krajowa, co chwilę znkając w jakimś niewielkim, sprawiającym wrażenie opuszczonego miasteczku, a potem spokojnie dołączając do nas parę kilometrów dalej. Zarówno na niej, jak i na autostradzie ruch był znikomy. To akurat dobrze, jazda szła dzięki temu sprawnie i szybko. Ale miało się dziwne wrażenie, że jest się na końcu świata i za chwilę dojedzie się do końca skorupy żółwia :). Mijaliśmy Zaragozę (Saragossę) - właściwie jedyne duże miasto po drodze do Madrytu i kilka mniejszych ale nie było specjalnie na czym oka zawiesić. W Madrycie w centrum skończyła się autostrada i zapanował ten sam chaos co w Barcelonie. Żadnego oznakowania, ciągłe rozjazdy, żeby chociaż jakiś numer drogi na płocie zawiesili ! Wyjechaliśmy z tego ogromnego miasta tylko dzięki pomocy autochtonów. Myślę, że nawigacja też by się tu nie spisała zpowodu licznych robót drogowych i objazdów. Ogólnie miasto wygląda supernowocześnie, szkoda, że nie starczyło czasu na jego zwiedzenie.
Dalsze kroki skierowaliśmy do Toledo, gdzie zaplanowaliśmy nocleg. Droga do Toledo też dała nam w kość z powodu złego oznakowania. Jak to możliwe, że po 10-ciu powtórzeniach kierunku "Toledo" łącznie z numerem drogi na tablicach wielkości połowy boiska piłkarskiego nagle wszystko znika i są rozjazdy na trzy różne kierunki z innymi numerami dróg i NIE MA WŚRÓD NICH TOLEDO ! Jakiś koszmar ! Dojechaliśmy tam w końcu wieczorem i rozbiliśmy namiot na położonym wśród średniowiecznych budowli polu namiotowym. Widok pięknie położonego na skałach miasta i tylu zabytkowych budowli wokół zapiera dech w piersi !
Miasto jest niesamowite, gdyż jest jednym wielkim zabytkiem , z setkami wąskich uliczek z mnóstwem małych sklepików, kawiarni i restauracji. W centrum stoi pomnik Cervantesa, z którym to Panem zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia :)




Zobaczenie tego miasta powinno być punktem obowiązkowym dla podróżującym po Hiszpanii !
Z Toledo obraliśmy kierunek Portugalia ! Pod wieczór przekroczyliśmy granicę w Badajoz i osiągnęliśmy wreszcie cel naszej podróży ! Jeszcze godzinka jazdy i byliśmy nad oceanem ! Szybko znaleźliśmy pokój z widokiem na ocean i w małym miasteczku Setubal . Z naszego balkonu rozciągał się piękny widok na port i zatokę (patrz niżej).


Standart hotelu mimo niskiej ceny był bardzo wysoki, co mile zaskoczyło nas po wcześniejszych doświadczeniach z Francji i Hiszpanii.

W Setubal wieczorem.

Portuglaczycy są bardzo uczynni i mili, chętnie poświęcają czas dla wytłumaczenia gościom (czyli nam!) wszystkiego o co tylko można zapytać. Właścicielka restauracji w której jedliśmy kolację nie znając angielskiego przynosiła z kuchni oryginalne produkty aby wytłumaczyć nam z czego składa się interesujące nas danie :)

ad-m:
oczywiście cały ten czas kiedy Miś pisał to byłam w łazience ;)

Chciałam tylko napisać, że mają tu pyszną kawę i jak to Miś powiedział: "Nigdzie się stąd nie ruszamy".
:)

Do godz 5 rano w knajpach i pubach przy naszym hotelu trwały imprezy, które sie zaczęły około północy, tak, że nad ranem słychać było karaoke "We are the world" śpiewane chóralnie przez cały lokal :)

Nocny widok z okna

Bardzo podoba mi się otwartość i uczynność Portugalczyków, takie pierwsze wrażenia.
Buziole, jak mówi pewien klasyk z Wro ;)
yo !


Dom ozdobiony kaflami azulejos wg portugalskiej tradycji

Powyżej w zbliżeniu.

Inny przykład azulejos.